Autor [EN] [PL] [ES] [PT] [IT] [DE] [FR] [NL] [TR] [SR] [AR] [RU] Wątek: Charly Gau  (Przeczytany 4040 razy)

0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

OffLine Yurek3

  • Global Moder
  • *****
  • Never Give Up.
  • Posts: 50
  • Bonus +100/-0
  • Topic Starter
  • Mężczyzna 10-09-2015, 22:54:27
    Join:06-03-2012, 16:57:35
    • Zobacz profil
    • My Skype
Charly Gau
dnia: 08-03-2012, 05:27:04
 
Opowieść o góralu 

 

I. Charly Gaul urodził się 8 grudnia 1932 r. w Luksemburg-City, dzieciństwo spędził w miejscowości Pfaffenthal w południowym Luksemburgu. Karierę kolarską rozpoczął w 1949 r. - pierwszy juniorski wyścig, 27 marca Criterium des Jeunes, ukończył na 11. miejscu. Na pierwsze zwycięstwo czekał co prawda do 31 lipca (Bonnevoie), ale do końca tego roku skompletował już 10 indywidualnych sukcesów.

W 1950 r. zwycięstw odniósł 18, w tym, co symptomatyczne, wyścig kończący się jednym z najdłuższych i zarazem najsztywniejszych podjazdów w Europie, Grossglockner Edelweisspitze w Austrii. Uczynił to w gronie o wiele starszych rywali, bo tuż po zakończeniu wieku juniora - co nastąpiło 12 czerwca.

W kolejnym sezonie Charly wygrywał najczęściej - w ostatecznym rozrachunku liczba indywidualnych triumfów zatrzymała się na aż 29. M. in. w prestiżowym wśród amatorów Tour des XII Cantons zwyciężył nie tylko w klasyfikacji generalnej, ale też niemal na wszystkich etapach, tj. 1., 2., 3b. i 4. W jednym z najtrudniejszych wówczas wyścigów amatorskich w Europie, górskim Dookoła Austrii, 18-latek został pierwszym liderem, a ostatecznie zajął 3. miejsce w klasyfikacji generalnej.

W 1952 r. kontynuował dobrą passę, choć zwyciężał rzadziej. Startował jednak też w mniejszej liczbie wyścigów, co stanowiło niejako zapowiedź sposobu rozgrywania zawodowej kariery, koncentrującej się na kilku największych wyścigach. W Tour de Austria był tym razem 2., a zatem o jedno miejsce wyżej niż w 1951 r., jego łupem padła także klasyfikacja górska tego wyścigu. Jako ciekawostkę można potraktować jego 2. miejsce w Grand Prix Faber. Francois Faber i Charly Gaul uznawani są do dziś za bezprzecznie największych kolarzy w historii małego Wielkiego Księstwa.

 

Na początku 1953 r. Gaul odniósł jeszcze 3 zwycięstwa w gronie amatorów, by 3 maja podpisać kontrakt z ekipą Terrot i już w wieku 20 lat zostać zawodowcem. W prawdziwym kolarstwie żółtodziobowi o wygrane było z początku znacznie trudniej - w debiutanckim sezonie nie udało mu się odnieść żadnego zwycięstwa. Nie znaczy to, że nie uzyskiwał wartościowych wyników. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na jego start w górskim Dauphine - Libere, rozgrywanym od 7 do 14 czerwca. Charly Gaul wygrał klasyfikację górską wyścigu, a w klasyfikacji końcowej był 2., za doświadczonym Francuzem Lucienem Teisseire, a przed takimi tuzami, jak Jean Robic (3.), Raphael Geminiani (4.), Antonin Rolland (5.), Belg Jean Branckart (9.) czy Jean Dotto, Francois Mahe. Na mecie królewskiego odcinka do Val d Isere Gaul przegrał jedynie o 1.32 z Teisseire oraz o 0.55 Jeanem Robicem - w tym dniu ta trójka wygrała z pozostałymi kolarzami różnicą kilku minut.

3 lipca 1953 r. 20,5-letni Gaul zadebiutował w największym wyzwaniu dla kolarza, Tour de France! Progi okazały się dla niego jeszcze za wysokie. Luksemburczyk wycofał się w trakcie szóstego etapu, przed górami. Ale przyjeżdżać będzie tu regularnie do 1960 r.

Wkrótce potem został wyróżniony przez rodzimą federację kolarską nominowaniem do reprezentacji kraju na Mistrzostwa Świata, rozgrywane 30 sierpnia w Lugano. 270-kilometrowa trasa okazała się bardzo selektywna, nie tylko przez ukształtowanie terenu, ale przede wszystkim z powodu zacinającego deszczu i zimna. W tych warunkach znokautował rywali ten, który czynił to wcześniej niejeden raz, jeden z najlepszych kolarzy w historii kolarstwa, będący u schyłku kariery niezapomniany campionissimo Fausto Coppi. Ale błysnął jeszcze ktoś - ten, którego po latach wszyscy rywale w porównywalnych warunkach pogodowych obawiali się niczym postaci z innego wymiaru. To neo-profi Charly Gaul, który pokonał w tym dniu większość sławnych i doświadczonych rywali.

1. Fausto Coppi

2. Germain Derycke 6.22

3. Stan Ockers 7.33

4. Michele Gismondi 7.34

5. Nino Defilippis 9.11

6. Charly GAUL 9.12

7. Ferdi Kubler 12.57

8. Louison Bobet 12.57

9. Raphael Geminiani 12.57

10. Marcel Ernzer 12.57

Do wyścigu wystartowało 70 uczestników, ukończyło 27! Patrząc na znakomitą obsadę i różnice czasowe między poszczególnymi zawodnikami nie sposób oprzeć się wrażeniu, że ongiś mistrzostwa świata miały zupełnie inną rangę niż dziś (np. Zolder 2002).

 

Rok 1954 Charly Gaul uczcił pierwszymi 4 triumfami wśród profesjonalistów, w tym jednym sporej rangi. Wygrał mianowicie królewski etap do Briancon w próbie generalnej przed Tour de France - Dauphine Libere. Jednak choć obsada wyścigu była trochę słabsza niż przed rokiem, do końcowego podium rozgrywanego w dniach 12-20 czerwca wyścigu zabrakło mu tym razem 1 sekundy.

8 lipca 21-latek po raz drugi wystartował w Tour de France i jechał o wiele dłużej, solidniej niż rok wcześniej - choć okazał się jeszcze nie przygotowany do aż 3-tygodniowego ścigania. Po pierwsze, zajął 2. miejsce na całkowicie płaskim etapie 4b do Caen - tego wyniku nie poprawił już nigdy na żadnym płaskim etapie w wielkim tourze. Po drugie, na mecie jedenastego etapu, pierwszego górskiego odcinka Charly Gaula w historii jego startów w Tour de France (m. in. z Aubisque), przyjechał on w 12-osobowej grupie czołowej z wszystkimi faworytami - co dało mu awans z bardzo odległej pozycji na 10. miejsce w klasyfikacji generalnej, ze stratą tylko 15.37 do lidera wyścigu. Być może jednak w tym dniu 21-latek nieco przeszarżował, bo następnego dnia miał duże problemy na najcięższym pirenejskim etapie z Tourmalet, Aspin i Peyresourde. W efekcie wycofał się z dalszej jazdy. Ostatecznie wyścig wygrał z dużą przewagą reprezentant gospodarzy Louison Bobet, powtarzając sukces sprzed roku - mimo, iż zdecydowanymi faworytami pod nieobecność rutynowanych Włochów wydawali się Szwajcarzy Hugo Koblet i Ferdy Kubler.

Bobet nie poprzestał na tym. 22 sierpnia w Solingen na znów bardzo ciężkiej, 240-kilometrowej trasie z finiszem pod górę (3 km średnio 6,5%) wywalczył tytuł indywidualnego mistrza świata ze startu wspólnego. Wyścig ukończył jeszcze mniejszy procent kolarzy niż przed rokiem (22 z 71), mimo lepszej pogody. Gaul poprawił swoją bardzo dobrą pozycję z poprzednich mistrzostw. W przyszłości mniejszą wagę będzie przywiązywał do wyścigów jednodniowych, stąd brąz 22-latka z Lugano okazał się jego szczytowym osiągnięciem w historii mistrzostw świata i ujawnieniem jego nigdy nie wykorzystanych potencjalnych możliwości w wyścigach klasycznych.

1. Louison Bobet

2. Fritz Schaer 0.12

3. Charly GAUL 2.12

4. Michele Gismoni 3.03

5. Jacques Anquetil 3.03

6. Fausto Coppi 3.20

Patrząc na to zestawienie, nie tylko znawcy dawnego kolarstwa mogą się zachwycić obsadą w postaci panteonu ówczesnego zawodowego peletonu. Analogia wyniku Luksemburczyka do osiągnięcia Marco Pantaniego, na równie trudnej trasie w kolumbijskiej Duitamie w 1995 r. nasuwa się mimowolnie. Niespełna 22-letni Gaul nie jest jedynym młodzieniaszkiem w tym towarzystwie. Ten, który po erze Bobeta będzie jego największym rywalem w drugiej fazie kariery, miał wtedy ukończone zaledwie 20 lat i już ukończył wyścig tej rangi na 5. miejscu.

Dzięki temu medalowi dla Wielkiego Księstwa, Charly Gaul po raz pierwszy zostaje wybrany przez dziennikarzy na najlepszego sportowca roku w Luksemburgu.

 

W roku 1955 Charly Gaul przywdziewa barwy ekipy Magnat-Debon. W jej barwach odnosi 4 zwycięstwa - może niezbyt imponujący to dorobek, niemniej wreszcie można się wśród nich doszukać sukcesów w ramach imprez rangi absolutnie najwyższej.

Gaul przymierza się od teraz niemal wyłącznie do imprez wieloetapowych. 8 maja kończy bardzo dobrze obsadzoną alpejską etapówkę Tour de Romandie na wysokim 6. miejscu. To stanowi jednak tylko preludium gwałtownego przyspieszenia kariery w najbliższych miesiącach.

Rozgrywany od 7 do 30 lipca 1955 r. Tour de France jest bowiem areną eksplozji talentu, która wnet przyniesie Charly Gaulowi przydomek `Anioła Gór'. Po siedmiu płaskich etapach niedoświadczony Gaul notuje blisko pół godziny straty do lidera. Nie to jest jednak najistotniejsze, wszak lider jest nie wydaje się groźny i wiadomo, że w górach nie wytrzyma tempa górali. Ale Luksemburczyk traci też mnóstwo czasu do groźnych rywali: na pierwszym odcinku 2.13 do Robica, na drugim 3.23 do Rollanda, na trzecim 12.58 do Bobeta, 11.43 do Robica, 11.37 do Rollanda, 11.14 do Branckarta, na czwartym 11.30 do Rollanda, a na szóstym 5.31 do Kublera. Krytycznym okazał się zatem etap trzeci do Namur. Po tychże siedmiu odcinkach poprzedzających góry, Gaul traci 11.23 do Branckarta, 14.01 do Bobeta, 15.35 do Robica, wreszcie 27.03 do Antonina Rollanda. Wydaje się całkiem niegroźny, bo rywale nie znają jeszcze jego możliwości. Stąd jego wypad podczas pierwszego górskiego etapu z początku nie robi na nikim z początku wielkiego wrażenia. Ot - pojechał, zostanie złapany i przyjedzie za peletonem. W programie ósmego 253-kilometrowego alpejskiego odcinka do Briancon znajdują się podjazdy Aravis i Telegraphe-Galibier (wówczas tylko 2556 m n.p.m.) - z identyczną zatem końcówką jak na jednym z etapów w 2005 r. Charly Gaul atakuje na pierwszym podjeździe. Nie powoduje na razie zwiększenia tempa peletonu, sławni rywale lekceważą żółtodzioba. Ale Luksemburczyk nie jedzie jak harcownik. Na Galibier powiększa w zatrważającym tempie przewagę, mimo, że czołówka wreszcie jedzie w tempie godnym najlepszych i szybko się rwie. Ostateczna różnica musi stanowić dla rywali prawdziwy szok. Po niemal ośmiu godzinach jazdy, z czego ponad połowa pokonywana samotnie, na mecie Luksemburczyk notuje bowiem niesamowitą wprost przewagę:

1. GAUL

2. Kubler 13.47

3. Coletto 13.47

4. Bobet 13.47

5. Gelabert 13.47

10. Rolland 15.46

Po ósmym etapie dotychczasowa klasyfikacja generalna przewraca się do góry nogami. Okupujący do tej pory czołowe miejsca słabsi górale, poza mającym przed tym odcinkiem największą przewagę van Estem, udają się w jej odleglejsze rejony.

1. Rolland

2. van Est 7.25

3. GAUL 10.17

4. Wagtmans 11.02

5. Fornara 11.03

6. Bobet 11.33

7. Vitetta 12.12

8. Branckart 13.40

9. Robic 14.44

10. van Genechten 16.21

Sytuacja Charly Gaula wydaje się wprost wymarzona, teraz wszyscy faworyci notują do niego większe lub mniejsze straty, pozostało kilka etapów górskich, a forma wydaje się być wyborna.

Dzień później rozegrywa się o wiele bardziej dramatyczny etap. Bardzo długi (275 km) dystans z Briancon do Monaco, w pierwszej alpejskiej części naszpikowany jest długimi podjazdami, a w końcówce trzeba pokonać jeszcze dwa, znane z Paryż-Nicea. Charly Gaul nie czeka na rozstrzygnięcia do Pirenejów, choć w dzisiejszych czasach atak na ponad 200 km przed metą może wydawać się szalony. Ale warunki mu sprzyjają (pada deszcz) i postanawia spróbować szarży, która może przynieść mu albo klęskę albo pozycję lidera i wielką chwałę. Anioł Gór atakuje ponownie na pierwszym podjeździe. Tym razem Bobet nie popełnia błędu z poprzedniego dnia i już nie lekceważy młokosa, który zaczyna mu zagrażać bezpośrednio. Wysyła mu do towarzyszenia swojego przybocznego z ekipy francuskiej, Raphaela Geminianiego. Z doświadczonym Francuzem na kole, Gaul wygrywa kolejne górskie premie: Vars (2110 m n.p.m.) i Cayolle (2326 m n.p.m.). Kiedy przewaga dwójki nad grupą 2-krotnego zwycięzcy Touru przekracza 3 minuty, Geminiani zostaje wycofany do pomocy Bobetowi, bo ten po wyczynach Gaula na Galibier zdaje sobie sprawę, że Luksemburczyk może tak jechać, sam prowadząc wyścig, aż do zlokalizowanej nad morzem mety. Na Vasson (1700 m n.p.m.) Gaul ma już około 4 minut przewagi nad grupką Bobeta i Geminianiego. Niespełna 23-latek ma świat u stóp. Niestety, albo ponosi go młodzieńcza brawura, a może daje o sobie znać nie całkiem doskonała jeszcze technika jazdy. Na zjeździe z Vasson Gaul upada na zmoczonej deszczem szosie i rani sobie kolano. Obolały bohater alpejskich etapów nie jest w stanie kontynuować mocnego ataku. Wkrótce dochodzą do niego Bauvin i Walkowiak, którzy okazują się najmocniejsi z grupki kolarzy atakującej jeszcze przed pierwszym podjazdem. Razem jedzie się trochę lepiej, ale nie są to niestety pomocnicy mogący się równać siłą z tymi, którzy teraz podkręcają tempo z tyłu. Daleko za Alpami, na krótkim la Turbie (555 m n.p.m.) rozpędzona grupa faworytów dochodzi prowadzących. Na popularnym w Wyścigu ku Słońcu Col d Eze jedynie Bauvin jest w stanie wytrzymać w dalszym ciągu forsowne tempo Bobeta i Geminianiego. A Raphael, bardzo mocny tego dnia, dostaje przyzwolenie na wygranie etapu i odrywa się ponownie od stawki. Na dojeździe do Monaco, po ponad ośmiu godzinach bardzo aktywnej jazdy, Gaul z bolącym kolanem nie jest w stanie już dołączyć do czołówki. W końcówce wyprzedzają go kolejni kolarze. A z przodu przewaga bardzo aktywnego w tym dniu Francuza jest zaskakująco duża. To on zatem, a nie Gaul, jest bohaterem drugiego alpejskiego etapu.

1. Geminiani

2. Bauvin 2.00

3. Fornara 2.00

4. Rolland 2.00

5. Bobet 2.00

6. Astrua 2.00

7. Clerici 3.13

8. Coletto 3.28

9. Walkowiak 3.33

10. GAUL 3.36

Zamiast awansu na pozycję lidera, a przynajmniej na 2. miejsce, Luksemburczyk spada w klasyfikacji generalnej o jedną lokatę. Jego sytuacja w perspektywie Alp Prowansalskich oraz Pirenejów wciąż jednak wygląda dobrze, o ile kolano nie będzie niedomagać. Liderujący Antonin Rolland pomagać powinien Bobetowi, a pokonanie Fornary leży w granicach jego możliwości. Pozostaje jedynie wyśmienity Bobet, na którego nikt w ostatnich dwóch edycjach wyścigu nie znalazł sposobu...

1. Rolland

2. Fornara 11.03

3. Bobet 11.33

4. GAUL 11.53

5. Vitetta 13.56

9. Mallejac 25.10

Po jednym dniu spokojniejszej rywalizacji, kolarze przystępują do jazdy w jedenastym dniu ścigania. Etap wiedzie z Marsylii do Avignonu. Niby teren ledwie pagórkowaty, jednak na odcinku między 82. a 40. kilometrem przed metą trzeba wjechać i zjechać z samotnego monstrum, zwącego się Mont Ventoux. To trzeci w historii wyścigu wjazd na tę górę, po latach 1951 i 1952. Trudności wzmaga straszliwy upał, aura z definicji nie sprzyjająca Aniołowi Gór, a nie przeszkadzająca w niczym Bobetowi. Najlepszy wówczas kolarz świata, przyjaciel Coppiego (to sławny Włoch nauczył go swego czasu rozpisywać poszczególne etapy i przygotowywać różne warianty taktyczne na każdy z nich) dobrze wie o ułomnościach Gaula. Jeszcze przed decydującym podjazdem atakuje, w ramach misternego planu taktycznego Bobeta, Raphael Geminiani. Geminiani, jako najsilniejszy z pomocników Bobeta, miał wspomóc zwycięzcę dwóch poprzednich edycji Tour de France na długim zjeździe i 20-kilometrowym płaskim odcinku przed metą. Jego kompanem w ucieczce okazuje się Szwajcar Ferdi Kubler. Gaul nie jest w stanie realizować scenariusza z etapów w Alpach właściwych - którego kolano już nie boli, nie może jednak znieść warunków pogodowych. W istocie, Bobet atakuje samotnie w połowie Mont Ventoux i łatwo dochodzi uciekającą dwójkę. Upał zmaga jednak także Geminianiego i okazuje się on Bobetowi całkowicie nieprzydatny. Lider ekipy francuskiej nie może na niego czekać, gdy kilku innych kolarzy jedzie również bardzo mocno (Astrua, Brankart, Coletto, Fornara). Kubler też nie jest tego dnia zbyt mocny. Nie wytrzymuje tempa Gaul. Na premii górskiej najwyższej kategorii Bobet ma 0.30 przewagi nad najsilniejszymi rywalami i już ponad 1.00 nad Geminianim. Gaul jedzie tymczasem około 3,5 minuty z tyłu. Jednak największy dramat na Mont Ventoux przeżywa znany francuski kolarz, bardzo solidny góral Jean Mallejac (w obu poprzednich edycjach Tour de France w końcowej klasyfikacji w najściślejszej czołówce, na miejscach odpowiednio 2.! i 5., obecnie 9. z perspektywami awansu). Na 10 kilometrów od przełęczy, kiedy dopiero zaczyna się największa stromizna, traci przytomność i spada z roweru. Upadek otrzeźwia go, wydaje mu się, że może jechać dalej, wsiada na rower i próbuje kręcić. Nogi nie wytrzymują obciążenia, mimo, że głowa wciąż wyrywa do przodu. Pada drugi raz. Po przewiezieniu do szpitala wychodzi na jaw, że odpowiedzialna jest za to amfetamina. Mallejac kończy karierę sportową, ale nie postrada przynajmniej życia w analogicznych okolicznościach, jak stanie się to kilkanaście lat później z innym męczennikiem Mont Ventoux Tomem Simpsonem.

Teraz Bobetowi pozostaje jedynie przećwiczyć jazdę indywidualną na czas. Udaje mu się nieźle, na 5 kilometrów przed metą utrzymuje 45 sekund przewagi nad pierwszą grupką - która rozpada się na finiszowych 500 metrach. Osłabłemu Geminianiemu pozostaje jedynie kontrolować poczynania Gaula, ten jednak w tym dniu nie podejmuje żadnej akcji. Luksemburczyk w końcówce spręża się i nie traci tak wiele, jak choćby będący na mecie o tylko dwa miejsca za nim uznany góral Jean Dotto, kończący ze stratą aż 14.08 do zwycięzcy.

1. Bobet

2. Branckart 0.49

3. Fornara 0.55

4. Coletto 0.55

5. Astrua 1.00

6. Wagtmans 5.40

7. Rolland 5.40

8. Vitetta 5.40

9. Nolten 5.59

10. Geminiani 5.59

13. GAUL 5.59

Nie zmienia to w niczym faktu, że w klasyfikacji generalnej sytuacja Gaula radykalnie się pogarsza. I nie chodzi tu o utrzymującą się przewagę Antonina Rollanda, ale o sporą stratę do wszechstronnego i bardzo równego Bobeta.

1. Rolland

2. Bobet 4.53

3. Fornara 6.18

4. Branckart 10.44

5. GAUL 12.12

6. Astrua 12.44

Kilka etapów pagórkowatych zmienia nieco sytuację, ale znowu na niekorzyść Luksemburczyka, który na tego rodzaju odcinkach nieraz się jeszcze w swojej karierze pogubi. Straty okazują się tym razem jeszcze symboliczne, po szesnastu etapach (tuż przed Pirenejami) klasyfikacja generalna przedstawia się następująco:

1. Rolland

2. Bobet 4.53

3. Fornara 6.18

4. Branckart 10.44

5. Geminiani 12.20

6. Astrua 12.44

7. van Est 12.50

8. Vitetta 13.56

9. GAUL 14.00

10. Close 18.41

W Pirenejach Gaul czuje się niczym ryba w wodzie. Etap siedemnasty do St. Gaudens z Aspin (1489 m n.p.m.) i Peyresourde (1569 m n.p.m.) to wreszcie podobnie jak w Alpach atak Gaula na pierwszym podjeździe i samotne pokonywanie obu górskich premii. Na Peyresourde kontratak przedsiębierze sam Bobet i choć osiąga podstawowy cel - koszulka lidera, nie zbliża się znacząco do znakomitego w Alpach Luksemburczyka. Gaul po upadku na dziewiątym etapie nie wspina się jednak tak, jak na etapach alpejskich, a jego przewaga już nie budzi należnego respektu. Dotychczasowy lider nie znajduje sobie miejsca w czołowej dziesiątce, która zdecydowanie dystansuje peleton.

1. GAUL

2. Bobet 1.24

3. Astrua 3.18

4. Ockers 3.18

5. Lorono 3.18

10. Fornara 3.26

11. Rolland 8.49

W klasyfikacji generalnej Anioł Gór powraca do ścisłej czołówki. Podium w Paryżu staje się znów bardziej realne. Louison Bobet zmierza pewnie po kolejny triumf.

1. Bobet

2. Rolland 3.08

3. Fornara 3.57

4. GAUL 7.13

5. Branckart 8.15

Szansą dla Gaula jest następny dzień, w którym zaplanowano jeszcze trudniejsze podjazdy, kultowe w Pirenejach - Tourmalet (2115 m n.p.m.) i Aubisque (1709 m n.p.m.). Usytuowanie obu podjazdów w pierwszej części etapu jest jednak nieszczęśliwe i tak, jak przy wyjeździe z Alp, nie sprzyja atakom. Jak zwykle w tej edycji wyścigu, Gaul atakuje i odrywa się od rywali, ale czyni to dopiero w końcowej fazie Aubisque. Na długim zjeździe do Pau (znanym choćby z TdF 2005) zostaje doścignięty i formuje się elitarna 4-osobowa czołówka - która w Pau toczy bój jedynie o tłuste w tamtych latach bonifikaty. Tym razem Bobet do końca utrzymuje przy sobie Geminianiego.

1. Branckart

2. Bobet 0.00

3. GAUL 0.00

4. Geminiani 0.00

5. Ockers 2.26

10. Rolland 2.26

Charly Gaul po dłuższej przerwie odzyskuje należne mu miejsce na podium. Ale żeby je utrzymać, musi pojechać na czas o prawie 2 minuty lepiej niż Rolland, bo tracący do niego tylko 2 sekundy Belg Jean Branckart jest uznanym czasowcem.

1. Bobet

2. Rolland 6.04

3. GAUL 7.43

4. Branckart 7.45

5. Geminiani 10.21

Płaskie etapy nie wprowadzają na szczęście żadnych zmian do tej klasyfikacji generalnej.

Przedostatni odcinek stanowi jazdę indywidualną na czas na dystansie 69 km, dopiero pierwszą w tym wyścigu! Charly Gaul w poważnym wyścigu tak długą czasówkę pokonuje chyba po raz pierwszy. Przegrywa tylko z doświadczonymi czasowcami i mimo poniesienia dużych strat do najlepszych w tym dniu zawodników, osiąga swój cel, bo Rolland okazuje się kolarzem słabszym, zawdzięczającym swoją pozycję w dużej mierze udziałowi w ucieczce na jednym z pierwszych płaskich etapów.

1. Branckart

2. Fornara 0.10

3. L. Bobet 1.52

4. van Est 3.54

5. de Bruyne 4.58

6. GAUL 5.39

10. Geminiani 6.32

11. Ockers 6.33

13. Astrua 6.54

28. Rolland 9.06

Gdyby nie upadek w Alpach, Gaul mógłby nawet podjąć walkę z największym kolarzem świata pierwszej połowy lat 50-tych Louisonem Bobetem! Ten ostatni wygrywa w 1955 r. wiele spośród największych wyścigów, będąc najlepszym zarówno w górach, jak i na czas. Jego łupem padają m. in. Mediolan-San Remo, Giro di Lombardia, Tour des Flanders, Mistrzostwa Świata, Gran Prix des Nations, Tour of Luxemburg, wreszcie Tour de France - które wygrywa po raz trzeci jako drugi kolarz w historii (po Belgu Philippe Thysie), ale jako pierwszy dokonuje tego w trzech kolejnych latach. Nawet gdyby nie pech Gaula, trudno byłoby góralowi pokonać tak wszechstronnego kolarza, który mógł ujawnić jeszcze swoje rezerwy choćby podczas kończącej wyścig ITT. Mimo wszystko, choć historyczny Bobet przesłonił wszystko, Gaul był tym, na którego zwracano uwagę po tym wyścigu w drugiej kolejności. W górach osiągnął już poziom, którym będzie zachwycał w latach późniejszych, zabrakło mu odrobiny cwaniactwa - którego z małymi wyjątkami będzie mu brakować do końca kariery.

Ostateczne wyniki Tour de France 1955:

1. Louison Bobet (Francja) 130.29.26

2. Jean Branckart (Belgia) 4.53

3. GAUL 11.30

4. Pasquale Fornara (Włochy) 12.44

5. Antonin Rolland (Francja) 13.18

6. Raphael Geminiani (Francja) 15.01

7. Giancarlo Astrua (Włochy) 18.13

8. Stan Ockers (Belgia) 27.13

9. Alex Close (Belgia) 31.10

10. Francois Mahe (Francja) 36.27

11. Maurice Quentin (Francja) 36.52

12. Agostino Coletto (Włochy) 39.14

13. Raymond Impanis (Belgia) 46.03

14. Jean Bobet (Francja) 1.00.05

15. Wim van Est (Holandia) 1.04.50

Tym samym Raphael Geminiani dokonuje w 1955 r. niepowtarzalnego, nie notowanego ani wcześniej ani do czasu pisania niniejszego tekstu wyczynu, polegającego na zajęciu w jednym sezonie trzech miejsc w pierwszych dziesiątkach klasyfikacji generalnej wielkich tourów!

Uwzględniając tylko etapy górskie i na czas (czyli: 8., 9., 11., 17., 18. i 21.), bez bonifikat, Gaul okazuje się kolarzem mocniejszym nawet od Bobeta! Gdyby nie strata na początku wyścigu na płaskim terenie, nawet upadek na Vasson nie przeszkodziłby mu w pokonaniu Francuza. Po zsumowaniu czasów kolarzy na wszystkich ww. etapach, klasyfikacja generalna różniłaby się nieco od rzeczywistej i wyglądałaby następująco:

1. GAUL (3.)

2. Bobet 3.49 (1.)

3. Branckart 7.05 (2.)

4. Fornara 15.33 (4.)

5. Geminiani 16.21 (6.)

Nie podważam oczywiście kwalifikacji zwycięzcy, który pełną kontrolę nad wyścigiem utracił tylko na moment w Alpach. Gdyby nie straty Gaula na płaskim, być może Bobet nie pozwoliłby mu na aż tak swobodne rajdy w górach. Choć nie można i tego wykluczyć, wszak ówczesne kolarstwo to o wiele bardziej romantyczny i nieprzewidywalny sport niż dzisiejsze.

Na osłodę Anioł Gór zdecydowanie wygrywa klasyfikację górską Tour de France 1955, będąc poza Mont Ventoux i Tourmalet pierwszym na wszystkich najważniejszych przełęczach wyścigu, a mianowicie Aravis, Aspin, Aubisque, Cayolle, Galibier, Peyresourde, Telegraphe, Vars i Vasson!

W uznaniu niezaprzeczalnych zasług, Charly Gaul po raz drugi z rzędu zostaje wybrany sportowcem roku w Luksemburgu.

 

Rok 1956 jest jeszcze lepszy niż poprzedni. W przywdzanych na kilka następnych sezonów nowych barwach Faema-Guerra (kojarzonych z jego wszystkimi największymi sukcesami), Charly Gaul odnosi aż 10 indywidualnych zwycięstw.

Po raz pierwszy w karierze próbuje swoich sił w Giro d Italia. W 1956 r. wyścig ten rozgrywany jest między 19 maja a 10 czerwca. Mimo wygrania dwóch etapów - dziewiątego z podjazdami Palena i Macerone (po akcji dwójkowej z Wagtmansem) oraz krótkiej górskiej jazdy indywidualnej na czas (odcinek piętnasty, o 3 sekundy przed Federico Bahamontesem), w klasyfikacji generalnej przed dwoma rozstrzygającymi odcinkami w Dolomitach sytuacja Gaula nie jest dobra - choć straty (11. miejsce, 7.17 straty do Pasquale Fornary) wydają się jeszcze możliwe do odrobienia choćby w kontekście ubiegłorocznych ekscesów w Alpach. Niestety, po pierwszym etapie w Dolomitach do Merano, pozycja Luksemburczyka staje się beznadziejna. Niespodziewanie na Passo Stelvio ciągłymi atakami armada gospodarzy w połowie góry gubi zarówno Anioła Gór, jak i Orła z Toledo (tj. Federico Bahamontesa). Decydujące okazuje się szarpnięcie obrońcy tytułu Fiorenzo Magniego. Na Cima Coppi (wg późniejszej terminologii) pierwszy melduje się filigranowy Del Rio, tuż za nim Magni i Cleto Maule. Czołowa grupa na bardzo długim zjeździe staje się całkiem liczna, liczy ponad dwudziestu zawodników. Gaul tymczasem musi radzić sobie sam, bo jazda w grupetto też nie wchodzi w rachubę. W efekcie na mecie notuje prawie 10 minut deficytu do wszystkich faworytów i spadając aż na 24. miejsce, z 16.50 straty do lidera, właściwie przestaje się liczyć w wyścigu.

Ale oto następuje jeden z trzech największych dni Charly Gaula w całej sportowej karierze i jeden z najbardziej spektakularnych awansów w historii kolarstwa. Królewski etap dwudziesty, Merano - Trento, 242 km, w drugiej części etapu Dolomity, podjazdy Costalunga (1753 m n.p.m.), Rolle (1970 m n.p.m.), Brocon (1616 m n.p.m.) i Bondone (1654 m n.p.m.), zapowiada się dość ciekawie, niemniej zwycięzcy wyścigu upatruje się w zgoła odmiennym kręgu nazwisk. Wyścig zbliża się do końca, wygląda na to, że prawdopodobnie wygra solidny Pasquale Fornara, zwycięzca górskich etapówek: Tour de Suisse (4-krotnie, rekord do dziś nie pobity) i Tour de Romandie, a także wielu pomniejszych wyścigów, takich, jak Tre Valli Varesine, Giro di Campania czy Giro dell Appennino, będący ponadto tuż za podium w ostatnim Tour de France. Lideruje od tygodnia, ma dobrą pozycję wyjściową do triumfu w pierwszym wielkim tourze w karierze, jest dobrym góralem. Przed ostatnim górskim etapem zachowuje 1.09 przewagi nad Cleto Maule i około 2.00 nad Aldo Moserem. Reszta rywali wydaje się mieć już zbyt duże straty, aby zaatakować jego pozycję, zwłaszcza, że poprzedniego dnia na najwyżej położonej szosie we Włoszech sytuacja była pod zupełną kontrolą. Jest południe 8 czerwca 1956 r., kolarze przejeżdżają przez przełęcz Costalunga. Powyżej 1600 m n.p.m. pada coraz zimniejszy deszcz i mimo, iż tempo nie jest zawrotne, tworzą się małe grupki. Fornara jest w ścisłej czołówce. Kiedy nagłym przyspieszeniem popisuje się Anioł Gór - który zdaje sobie sprawę z tego, że aby coś ugrać, nie może czekać na ostatni podjazd - Fornara nie stara się utrzymać za jego plecami za wszelką cenę. Także inni rywale pokazują mu krzyż na drogę, Luksemburczyk ma przecież 17 minut straty. Pozwalają też pojechać do przodu Bahamontesowi - który rok wcześniej zasłynął z tego, że na Tour de France po podjechaniu pod stromą górę czekał na kompanów, bo bał się sam zjechać. Zatem swoim zwyczajem już pierwszą górę Anioł Gór pokonuje samotnie. W końcówce zjazdu z Costalunga do Luksemburczyka dołączają jeszcze Federico Bahamontes (już wyzbyty nawyku czekania) i Jean Dotto. Jednak już na początku kolejnego podjazdu, Passo di Rolle, Gaul podejmuje powtórnie solowy atak, na który nawet Orzeł z Toledo nie znajduje skutecznej recepty. Luksemburczyk we mgle i deszczu znika z pola widzenia rywali. Przełęcz osiąga samotnie. Stawka rywali też kompletnie się rozpada. Na razie najlepiej z konkurentów radzi sobie reprezentant gospodarzy Padovan, który traci minutę, kolejną minutę z tyłu jedzie doborowa trójka: Bahamontes, Cleto Maule i utrzymujący kontrolę nad przebiegiem zdarzeń, krótko trzymający wicelidera, Pasquale Fornara. Trzy minuty za Gaulem na Rolle pojawia się kolejny kolarz, bezpośredni rywal Gaula z ubiegłorocznego Tour de France, Belg Jean Branckart. Stawka zostaje zatem bardzo rozciągnięta, ale jest jeszcze 88 kilometrów do mety! Na Brocon aura nie oszczędza kolarzy, pada coraz zimniejszy deszcz, w górnych partiach pojawia się zaś potężna mgła z zimnego opadu parującego po zetknięciu z cieplejszym podłożem. W tych warunkach Gaul zdecydowanie zwiększa dystans do lidera, zwłaszcza, że ten wypada ze ścisłej czołówki (4 minuty za Gaulem jedzie teraz trójka Defilippis, Monti, Padovan). Przewaga Fornary nad Gaulem z poprzednich etapów wydaje się jednak w dalszym ciągu bezpieczna, a i Maule nie jest w stanie się od niego oderwać. Zostaje jednak jeszcze do pokonania ostatni, najbardziej stromy podjazd. Na Monte Bondone w połowie góry warunki stają się wręcz arktyczne. Nawierzchnia jest oblodzona, sypie śnieg (!). I do tego narasta stromizna najtrudniejszego w tym dniu podjazdu pod względem parametrów technicznych - przez wiele kilometrów ciągnie się 8-procentowe nachylenie, momentami osiąga ono 10%. Bliżej przełęczy stromizna co prawda nieco łagodnieje, ale to nie nachylenie nawierzchni szosy do poziomu przeważa o trudności podjazdu tego dnia. Opad śniegu przeradza się bowiem w potężną burzę śnieżną, a temperatura powietrza na premii górskiej wynosi 10 stopni Celsjusza poniżej zera!! W takich warunkach nie ścigano się nigdy w historii kolarstwa (nawet sławny etap z Passo di Gavia w 1988 r. nie może się z nim równać). Skład grupy pościgowej stale się zmienia. W najwyższym punkcie Gaul ma jednak już niemal 8 minut przewagi nad czwórką rywali - w której brakuje lidera! Taktyka Fornary okazała się niewarta funta kłaków, pilnując tylko Maule zbyt późno orientuje się, że zdecydowanym wirtualnym liderem jest teraz Fiorenzo Magni - który w poprzedniej edycji o 13 sekund!! p...


On-Line: 2 Gości, 0 Użytkowników
 

Current Server Time: